12 lut 2017

Kto tu kogo miał ratować? "Uratuj mnie" - Anna Bellon

No w sumie tego mogłam się spodziewać…


Książkę Uratuj mnie miałam okazję przeczytać dzięki book tourowi zorganizowanemu przez Zaczytaną Wiedźmę. I w sumie gdyby nie możliwość wzięcia udziału w tej zabawie, bo inaczej po powieść nigdy bym nie sięgnęła i nie miałabym czego żałować.

Nastoletnia Maia jest pogrążona w rozpaczy po stracie starszego brata, który zginął w wypadku trzy lata wcześniej. Dziewczyna była razem z nim w samochodzie, ale jej udało się przeżyć. Po tym dramatycznym wydarzeniu odcięła się od swoich dawnych znajomych, a rodzinę trzymała na dystans.

Kyler od dziecka się przeprowadza. Nie zagrzał nigdzie na długo miejsca przez zmuszającą do wyjazdów pracę jego ojca. Przez te lata nieraz pokazał, na co go stać. Teraz pojawia się możliwość ukończenia ostatniego roku szkoły w tym samym mieście, w którym mieszka Maia.

Umierać od środka to zgubić elementy układanki, która kiedyś była całością.

Główni bohaterowie poznają się przypadkiem, w szkole. Kyler usłyszał jak Maia śpiewa i tak to wszystko się zaczęło.

Mój pierwszy zarzut? Schemat na schemacie schematem pogania. Fabuła za grosz nie jest oryginalna, bohaterowie są wtórni, a to wszystko po prostu już było. Na dodatek styl pisania także perfekcyjny nie jest, a książka w każdym calu jest niedopracowana. Ale zacznijmy od początku.

Znalezione obrazy dla zapytania uratuj mnie anna bellon

Temat, który porusza ta książka, przewinął się już w milionach podobnych książek dla nastolatek, więc moje wymagania z każdym kolejnym przypadkiem rosną. Nie jest łatwo stworzyć zupełnie nową powieść, która by mówiła o zwykłym życiu i jednocześnie była unikatowa. Jednak tutaj autorka poszła po najmniejszej linii oporu. Zapożyczyła od autorów pomysł, który już raz się sprzedał i postanowiła uszczknąć coś z niego dla siebie. Efekt jest taki, że fabuła jest wtórna, odkrywcza inaczej i ogólnie beznadziejna.

Kreacja bohaterów także pozostawia dużo do życzenia. Anna Bellon stworzyła największą hipokrytkę, o jakiej w ostatnich miesiącach czytałam. Mia przeżyła wielką tragedię, ale, kurde, trzy lata temu. Nigdy nie byłam w podobnej do niej sytuacji, ale mogę się domyślać, że nad utratą brata nie łatwo jest przejść do porządku dziennego. Jednak tutaj mam bardziej do zarzucenia autorce jej niekonsekwencję. Gdy kreuje się postać jako niedostępną osobę, która wszystkich odrzuca, nie można później w ciągu dwudziestu pierwszych stron robić z niej duszy towarzystwa. Cała książka polega na zmianie, jaka zachodzi w Mai poprzez poznanie Kylera. Jednak sądzę, że ten proces powinien być rozwinięty w czasie. A tu bum, dwa rozdziały i gotowe! A potem jest jeszcze lepiej. Dowiadujemy się, że Maia to tak nie do końca wszystkich odrzuciła, bo były pewne wyjątki. Niekonsekwencja stuprocentowa. Autorka mogłaby się zdecydować i pozostawać wierną swojemu pomysłowi.

W czytaniu najlepsze jest to, że przestajesz żyć swoim życiem, a zaczynasz żyć życiem bohaterów. To taka autoterapia. Dzięki temu wiedziałam, że wcale nie mam najgorszej. Ludzie dostawali po tyłku mocniej niż ja. O reszcie natomiast decydowali już sami. 

Oprócz tego Maia została przedstawiona jako wyjątkowa egoistka. Przez trzy lata nie było z nią żadnego kontaktu i zachowywała się jak chodzący trup. Nie obchodziło ją to, że jej rodziców strata dotknęła równie mocno jak ją, w końcu zginął ich syn. Tata Mai ładnie ją podsumował. Że czuje się, jakby stracił dwoje dzieci, a nie jedno.

Postać Kylera także nie jest lepsza. Niby bez rodziny i domu, a jednak ma oddaną familię w Nowym Meksyku. Niby taki grzeczny, a jednak ma swoje za uszami. Doceniam, że nie wszystko zostało nam podane jak na tacy, ale równocześnie późniejsze informacje o jego przeszłości były, tak jak w przypadku Mai, zaprzeczeniem jego teraźniejszego życia.

Autorka chciała wykreować Kylera jako chłopaka z marzeniami, które nie wpasowują się w zamiary jego ojca. Tata Kylera miał dla swojego syna ustaloną z góry przyszłość, wybrał uniwersytet i przyszły zawód. Kyler pokrzyżował mu plany swoimi muzycznymi aspiracjami. Od tego autorka zaczęła cały ich konflikt, który początkowo wydawał się błahy, a później dodawała nowe newsy do ich relacji, które były pozbawione logicznego ciągu przyczynowo skutkowego. Narracja prowadzona była z perspektywy obojga bohaterów, więc autorka miała naprawdę duże pole do popisu. Mogła w myślach bohatera zawrzeć wszystko, a nie ujęła kompletnie nic.

Najbardziej wkurzającą rzeczą jest to, że, tutaj znowu wielkie „ale” do narracji, czasem bohaterowie „niby przypadkiem” zapominali o czymś poinformować czytelnika w swoich rozmyślaniach. Albo raczej autorka miała sklerozę i to była jej wina. Chociaż może to był celowy zabieg? W takich chwilach zapomniane wtrącenia były po prostu dodawane w sam środek omawianego wydarzenia słowami takimi jak „o, chyba nie wspominałam, za dwa dni lecę na Księżyc, a to, co się teraz dzieje, to moje przyjęcie pożegnalne.”


Żeby nie skupiać się na samych negatywach, książka ma też dobre strony. Po pierwsze, jest krótka. Po drugie, szybko się ją czyta. Te dwie rzeczy dodane do siebie podnoszą nasze statystyki czytelnicze. Po trzecie, to łatwa i niezobowiązująca lektura, typowy odmóżdżacz, który nie wymaga od czytelnika skupienia i zawiłego śledzenia fabuły.

Mimo kiepskich kreacji bohaterów, wtórnego i przejedzonego pomysłu oraz ogólnego niedopracowania całości, książka ma w sobie coś, co sprawiło, że chciałam doczytać ją do końcaUratuj mnie nie jest najgorszą pozycją świata, ale można wiele tej powieści zarzucić. Jeśli chcecie, droga wolna, możliwe, że wam się spodoba bardziej niż mnie. Jeśli was nie interesuje, nic nie stracicie.

Optymistycznym akapitem na koniec stwierdzę fakt, że Anna Bellon jest początkującą pisarką. Zaczynała stawiać pierwsze kroki w literackim świecie na Wattpadzie, gdzie Uratuj mnie uzyskało milion odsłon. Dla mnie jest to zwykłe czytadełko na kiepski dzień, dla niej to spełnione marzenie.









15 komentarzy:

  1. Całkowicie zgadzam się z twoją recenzją, ponieważ moja wyglądała podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam tej książki, ale słyszałam wielokrotnie, że nie jest dobra. Przykro mii jedynie, że ona odniosła sukces na wattpadzie, a moje opowiadanie nie, choć również jest wydane jako książka, ale opinie o niej nie są złe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mnie zniechęca ta narracja - chyba coś podobnego doprowadzałoby mnie do szału. Poza tym ta szybka zmiana wewnętrzna bohaterki też nie zachęca :/ Książka zbiera niezbyt pochlebne opinie, dlatego nie jestem do niej przekonana :/
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się podobała, może nie jest arcydziełem, ale miło spędziłam z nią wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na Book Tour na swoją kolej i chcę mieć swoją opinię o tej książce, bo póki co czytałam same negatywne :(
    http://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam ją czytać, ale jak zobaczyłam sporo zniechęcających opinii odpuściłam. I nie żałuję.
    Zapraszam na nowy post :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz ciekawe recenzje, czekam na kolejną ;)
    Zapraszam do mnie na nowy post o oleju kokosowym http://13hacks.blogspot.com/2017/02/8-olejek-kokosowy-to-jest-dopiero-zoto.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami są takie książki, gdzie bohaterka całe życie nienawidzi np. imprez a tu bam! poznaje chłopaka i już nagle zaczyna tańczyć w największym klubie w Vegas bo to jej powołanie :) cóż, niektórzy autorzy mają rozbuchaną wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie czytałam aż tak złej książki jaką opisujesz, więc tę z penością przeczytam! :) Muszę wyrobić sobie o niej własne zdanie, szczególnie że spotkałam się również z bardzo pozytywnymi opiniami o tej pozycji!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak większość komentujących nie czytałam ,,Uratuj mnie'', ale od wszystkich słyszę o Wattpadowym stylu, ciągłych schematach nudnych do wyrzygu i niedbałej kreacji postaci i choć na pierwszy rzut ciekawiła mnie ta powieść to po tych wszystkich recenzjach oraz opiniach mówię jej zdecydowane nie. Pozdrawiam!

    WIELOPASJA

    OdpowiedzUsuń
  11. Akurat miałam tę książkę dzisiaj w bibliotece!! Ale jej nie wypożyczyłam, bo myslałam, że nie jest ciekawa. Twoja recenzja jednak mnie przekonała i teraz trochę żałuje..:(
    Pozdrawiam!:)
    (recenzentka-ksiazek.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak ja "uwielbiam" te schematy odmóżdżaczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam opis i pierwsza moja myśl to "odgrzewane kotlety". Schemat na schemacie, nie mam ochoty na czytanie ksiązki po raz setny, po prostu z innym tytułem i oprawą graficzną. W księgarni przyszło mi na myśl, że może to być fajna powieść, jednak najwidoczniej strasznie się pomyliłam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. czytałam - na prawdę szybko się czyta, mimo schematu spędziłam z nią miły wieczór

    OdpowiedzUsuń

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.